| Źródło: http://www.szybowce.com/rozpacz-i-brutalna-prawda/
Cofnąć czasu niestety się nie da.
BB Aero z Rybnika rozpoczyna w Białej Podlaskiej obozy akrobacyjne, a najbliższy obóz szkoleniowy planowany jest od 26 maja do 05 czerwca.
Poniżej przytaczam wypowiedź Karola Staryszaka, pilota szybowcowego, kolegi zmarłego Marcina Mężyka, pilota szybowcowego z Rybnika, który kilka dni temu zginął podczas polsko-słowackich zawodów szybowcowych.
Po przeczytaniu tekstu, bardzo poruszony poniższą jego wypowiedzią, nie mogłem się oprzeć, aby pozostawić ją tylko dla siebie.
Niejednokrotnie w naszym życiu spotykamy się z tragediami, które odbierają nam naszych najbliższych, naszych przyjaciół ludzi dla nas ważnych. Niekoniecznie musimy znajdować się w gronie tych, którzy realizując własne pasje lub pokonując samego siebie, swoje słabości i swoje lęki, ryzykują życie, aby się spełnić. Takie sytuacje mogą dotknąć każdego z nas. Tak się akurat składa, że jestem wieloletnim skoczkiem spadochronowym, który przeżył wiele bardzo stresujących zdarzeń i stracił kilku przyjaciół w sytuacjach, w których nie powinno się to było wydarzyć i które niejednokrotnie jest bardzo trudno wytłumaczyć. Wszyscy tracimy naszych bliskich, bo jest to cena za marzenia i próby ich realizacji. Oni i my sami podejmujemy świadomie lub mniej świadome różne ryzykowne działania związane z naszymi dążeniami. Tracimy naszych bliskich lub gniemy sami w różnych, czasami bardzo codziennych i bardzo przyziemnych zdarzeniach. Najczęściej niestety zawodzi człowiek.
Tak już jest, że wierzymy, że nam się nic złego nie przydarzy, że panujemy nad sytuacją, że jesteśmy dobrzy i poradzimy sobie, że dobre rady innych, są ważne, ale to trochę przesadzone.
Chciałbym, aby takie słowa jak poniżej, wynikające z bólu jaki pojawia się, po stracie bliskiej osoby i bezsilności, że czasu niestety nie da się cofnąć, spowodowały chwilową choć zadumę i refleksję, …. a być może choć jedno życzycie w ten sposób uratujemy.
nosal
…………………………………………………………
Cofnąć czas.
Każdy z nas miał moment w życiu kiedy chciałby odkręcić to co już się stało. Nie da się, nie ma jeszcze maszynki, która odwróciłaby bieg zdarzeń. Takie jest życie, każde nasze działanie ma nieodwracalne skutki.
Nie da się przywrócić życia naszemu przyjacielowi Marcinowi chociaż oddałbym za to wszystko. Jakoś nie mogę się spakować i stąd z Previdzy wyjechać, moja natura naprawiania i usprawniania nie pozwalała mi też spać w nocy. Moi koledzy pojechali zbierać szczątki a ja chcę coś zrobić, jedyne co mi przychodzi na myśl to przelać na papier kołatające się myśli. Przepraszam wszystkich których urażę, że w momencie żałoby i zadumy brutalnie wyłożę prawdę na wierzch ale inaczej nie potrafię. Łzy lecą mi z oczu jednak wiem, że muszę coś zrobić.
Pośpiech w lotnictwie to przesłanka do wypadku.
Tragiczny dzień zaczął się bardzo nerwowo, briefing przełożony z 10:00 na 9:00, coś tam niby wspomnieli na poprzedniej odprawie ale i tak dla wielu to było godzinne zaskoczenie. Nerwowe tankowanie szybowców i zamieszanie na gridzie. Niektórzy byli gotowi, ja zupełnie byłem w innej rzeczywistości. Na szczęście, coś zadziałało i doszedłem do wniosku że spokojne śniadanie jest najważniejsze, skończyłem jeść i pomyślałem, że nie pójdę na odprawę a zatankuję szybowiec. Ciągle wszystkie krany były zajęte więc jednak poszedłem na odprawę, wziąłem zadanie dnia i zatankowałem szybowiec. Cumulusy na niebie i starty potwierdzone na 10:00. O, nie. To dla mnie za wcześnie chociaż wiedziałem, że mógłbym się wyrobić. Ustawiłem się poza gridem licząc się z tym, że mogą mnie dopuścić do startu dopiero po wszystkich klasach.
Na parę minut przed startem byłem gotowy, miałem jeszcze czas na popatrzenie w niebo napisanie smsa i wyluzowanie się.
Widziałem jak większość pilotów w pierwszych rzędach biegała do szybowców.
Latanie za najlepszymi.
Większość lotu trzymałem się za Sebastianem, była to nieprawdopodobna jazda po zboczach w trudnych warunkach. W każdym jednak momencie miałem odskocznie do pól lub powrót w dolinę. Dolecieliśmy do Tatr, tam zaczęło się ciężko, był tylko poszarpany żagiel a wierzchołki gór były w chmurach z których padał śnieg, porywisty wiatr przekraczał 30km/h. Nie zdziwiło mnie gdy w pewnym momencie Sebastian odjechał w górę a ja zostałem 300m niżej. Zamiast spokojnie latać w miejscu noszącym poleciałem za innym szybowcem wzdłuż zbocza na jakiś 500m nad terenem. Byłem jeszcze z pełną wodą – po co? Przecież mamy za sobą tylko 100km a jeszcze 500 przed nami… Czysta głupota. Pogoda w polską stronę pogarszała się. Miałem duże obawy o miejsca do lądowania przed nami i powiedziałem do mojego kolegi, że tam z przodu nie ma gdzie lądować. Odpowiedział mi, żebym nie zapominał że on ma silnik, to był moment otrzeźwienia zrobiłem w tył zwrot wróciłem po nienoszącym już zboczu nad pola które widziałem wcześniej, zrobiłem krąg i wylądowałem na pięknej równej trawie z tętnem przekraczającym 300 uderzeń na minutę. Wysiadłem z szybowca, widziałem że jest cały i z uśmiechem ulgi na twarzy powiedziałem na cały głos „Życie jest piękne!” Byłem tak szczęśliwy, że ta walka skończyła się dla mnie bezpiecznie że miałem ochotę śpiewać.
W polu.
Byłem szczęśliwy, osiągnąłem ZEN i cieszyłem się gdy pogoda się poprawiła i szybowce wykręcały się z nade mnie. Myślałem, fajnie mają że lecą tym bardziej że wyszło słońce i pojawiły się normalne, zdrowe cumulusy. Było cicho, ptaki śpiewały, piękna, górzysta okolica dookoła. Poszedłem na małą wycieczkę po górkach i cieszyłem się widokami. Zadzwoniłem do Marcina bo miał mnie ściągać z pola, nie odbierał. Myślałem, fajnie ma, pewnie leciał z tyłu przeczekał pogodę i wraca do domu, …a może zrobił punkt i wraca do domu…
Owczy Pęd
Pułapka lecenia za kimś polega na tym, że zapominamy o sobie. Ten ktoś może być dużo lepszy od nas tak jak to jest z Sebastianem i ze mną, może widzi więcej, może ma jakiś plan a my liczymy na to, że on nam pomoże. Guzik prawda, w krytycznych sytuacjach zostajemy sami, bez pomocy! Zawsze trzeba mieć swój plan!
Ten który leci wyżej i z przodu ma zupełnie inną perspektywę, widzi więcej, ma inny zasięg, jest mniej zestresowany przez co popełnia mniej błędów, zazwyczaj im wyżej się jest tym noszenia się usilają, zbocze lepiej pracuje, jest mniejsza turbulencja. Jeśli jesteśmy niżej i chcemy kogoś dogonić to paradoksalnie musimy zwolnić, zostać w jakimś noszeniu i dokręcić je, poprawiać jego błędy poprzez optymalizowanie toru lotu. Tego feralnego dnia sam o tym zapomniałem, poleciałem za Sebastianem będąc niżej w bardzo trudnym terenie.
Często słyszałem, że ktoś za kimś lata żeby się nauczyć. Moim zdaniem, jedynie współpracując z kimś na radiu jesteś w stanie czegoś się nauczyć, przedyskutować opcje, koncepcje rozważyć co będzie jak zbocze, chmura nie zabierze. Bierne latanie za innymi odmóżdża. Jedyna forma nauki to porównywanie swoich decyzji do cudzych, czasem przypłacisz swoje decyzje polem ale czasem wygrasz z kimś swoja koncepcją – to największa satysfakcja.
Kiedyś latałem z Januszem Centką, pamiętam jedną konkurencje gdzie lecieliśmy na Jantarach 2B w bardzo słabej pogodzie, byłem trochę niżej i zanosiło się na lądowanie, zaczął padać deszcz. Janusz mówił mi o jakimś polu za drogą którego nie widziałem, a pole do którego się zbliżaliśmy było coraz krócej. W ostatnim momencie zdecydowałem, że ląduję teraz, odwinąłem do pola nad którym przelatywaliśmy i z wiatrem przyziemiłem się na nim. Oczywiście zapomniałem o podwoziu. Janusz spokojnie wylądował 2 km dalej na dużej łące bez żadnych przygód. Czy moja decyzja była słuszna? Oczywiście! Tylko szkoda, że tak późno ją podjąłem.
Latanie z silnikiem.
Szkoda, że nie miałem silnika – myślałem w polu u podnóża Tatr, byłbym już w domu. Teraz wydaje mi się, że zaryzykowałbym i poleciał dalej, może zaliczyłbym punkt ale może skończyłoby się dużo gorzej. Nie mogę wykluczyć opcji, że zapędziłbym się tak bardzo jak Marcin.
Latanie z silnikiem wymaga mentalnego i praktycznego przygotowania się. Założenie powinno być takie, że silnik nie odpali. Lecimy do pola, planujemy albo budujemy nad nim krąg, wypuszczamy podwozie i na bezpiecznej wysokości najlepiej wysoko na boku z wiatrem próbujemy odpalać. Uruchamianie silnika bez rozrusznika wiąże się z wykonywaniem dziwnych manewrów nisko nad ziemią, manewrów których nigdy nie ćwiczymy tak nisko. Widziałem jak kolega odpalał silnik nad lotniskiem i o mało co się nie rozbił, wylądował z wiatrem na polu obok, wjeżdżając tyłem na podwyższoną drogę asfaltową. Sam dwa razy wylądowałem w polu na szybowcu z silnikiem bo doszedłem do wniosku że już jest za nisko na próbę jego uruchamiania. Parę lat wcześniej silnik z 500m nie zapalił i musiałem wylądować w polu. Trochę sporo doświadczeń jak na jeden sezon. Pamiętacie Henia Muszczyńskiego, silnik chyba nigdy mu nie odpalił.
Uruchamiaj silnik ZAWSZE NAD POLEM z opcją manewru po nieudanym uruchomieniu!!!
W szybowcach gdzie nie ma rozrusznika, otwarty silnik bardzo hamuje, rozpędzanie z wiatrakującym śmigłem to bardzo duża strata wysokości, jeśli trzeba ponowić próbę to możemy stracić nawet 300m. Musisz o tym pamiętać, musisz mieć swoją granicę poniżej której nawet nie podejmiesz próby uruchomienia, po prostu wylądujesz w polu...
....artykuł w całości:
http://www.szybowce.com/rozpacz-i-brutalna-prawda/#sthash.uKIzmdy3.dpuf
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj